Józef Maria Ruszar (Akademia Ignatianum w Krakowie)

Florenckie palazzo czyli siedziba firmy

Esej z dziejów architektury, gospodarki i mentalności

Palazzo Davanzati. To cacko późnego średniowiecza opowiada o sposobie życia bogatego mieszczaństwa końcówki trecenta i zapowiada boom budowlany quattrocenta. Miasto popierało rozwój budownictwa i patrycjusz chcący wybudować nowy pałac (ale tylko na nie zabudowanej działce!), mógł liczyć nawet na czterdziestoletnią zniżkę podatkową. Ulga budowlana nie była jednak tak częsta, ponieważ wielkie rody wolały wybierać prestiżowe miejsca w centrum miasta, co wymagało czasami wyburzenia kilku ruder, albo całkiem przyzwoitych kamienic. Mimo to w piętnastym wieku zbudowano ponad 40 pałaców! A przecież zaczynali od mieszkalnej wieży.

W XIV i XV wieku dokonuje się ważna zmiana w wyglądzie Florencji, związana ze zmierzchem społeczeństwa feudalnego. Dotychczas miasto – jak wiele innych w całej Italii – podzielone było na odrębne w gruncie rzeczy jednostki. Poszczególne rody rycerskie, przeważnie germańskiego pochodzenia (najczęściej Longobardowie), złączone więzami pokrewieństwa, żyją w odrębnych kwartałach – domach złączonych razem, bronionych przez baszty i blanki. Dodać trzeba, że z resztą mieszkańców związani są węzłem wielowiekowych waśni. Wieże podziwiane w dzisiejszej Bolonii czy San Gimingano nie służyły obronie miasta i nie były związane z systemem murów obronnych lecz dowodziły prestiżu rodu i są wyrazem ustawicznej walki wewnętrznej w samej aglomeracji.

Rozwój rzemiosła, zwłaszcza cechów wełniarzy, sukienników i jedwabników, wielka koniunktura handlowa w całej Europie na włoskie dobra luksusowe oraz popyt na gotówkę prowadzi do rozkwitu handlu i bankowości. Twarde fakty. W 1338 roku Florencja liczy ponad 200 warsztatów, które produkują rocznie 80 tysięcy bel sukna. Poza tym miasto jest jednym z największych centrów produkcji jedwabiu i dywanów, a banki florenckie posiadają filie w największych miastach Europy. Floren staje się najmocniejsza walutą na kontynencie. Proces ten zaczyna się około roku 1250, kiedy to powołano urząd kapitana ludowego. Zdaniem Jean-Marie Dubretona, autora książki Życie codzienne we Florencji w czasach Medyceuszy, rola tego miasta jako promotora renesansu wynikała z republikańskiego ducha, i przytacza na swoją tezę opinie współczesnych na temat szlachty:

„Uważać, że cnotę przodków godnie podtrzymuje ten, co hoduje całe mnóstwo psów, ptaków i koni lub ugania się po gajach i lasach, znaczy szukać szlachectwa wśród zwierząt… Namiętność strzelania do ptaków i ścigania zwierza tak samo nie pachnie szlachectwem jak gniazda i legowiska zwierzęce nie zalatują wonią róż”[1]. Już zresztą Petrarka powiada, że „Kto w cnocie przodków chwały swojej szuka, pozbawia się wszelkiej zasługi. Samemu dać przykład, a nie przez swoich przodków, oto jak zdobywa się honor”[2].

Zwycięskie cechy wprowadzają ustrój republikański i władza dąży do osłabienia militarnego wpływowych rodów – każe burzyć baszty i wieże. Noszenie broni jest nadzorowane równie surowo jak gaszenie ognia. Mimo to burdy i zabójstwa są częste, czego dowodem burzliwe życie opisane w pamiętniku Celliniego, który nie był jeszcze pełnoletni, kiedy po raz pierwszy groziło mu skazanie za morderstwo. Wzrastające znaczenie miejskiego patrycjatu – zwłaszcza bankierów i kupców – i w ogóle przewaga mieszczan, także z niższych warstw i mniej znacznych zawodów rzemieślniczych, doprowadza do ważnych zmian urbanistycznych i rewolucji w architekturze: powstaje dom mieszkalno-usługowy, zwany palazzo.

Palazzo Feroni
Via Tornabuoni 2

Palazzo Feroni jest jedną z nielicznych średniowiecznych fortec, jakie się ostały ferworowi budowlanemu okresu renesansu i baroku. Kamienne ściany, małe okna i szczerbate zwieńczenie murów wiele mówią o czasach, w jakich go zbudowano. Takie zamki wznoszono chętnie nad Arno, w sąsiedztwie miejskich murów obronnych, a najchętniej przy moście. Mieszkalna wieża Feroni dawała nie tylko łatwo bronione schronienie potężnej rodzinie Spini (członkowie cechu Arte del Cambio), a jednocześnie kontrolowała ważny punkt komunikacyjny: czoło Ponte Santa Trinita. Kilkusetletni most wysadzili w końcu wycofujący się Niemcy w 1944 roku, a przy okazji ucierpiał też pałac.

Spini począwszy od XIII wieku byli bankierami papieży odpowiedzialnymi za świętopietrze zbierane w krajach niemieckich, Polsce, Czechach i na Węgrzech. Biorąc pod uwagę dywidendy i gigantyczny obszar działania – należeli do największych bankierskich rodów Italii. Naprawdę było czego bronić! Więc po wielkiej powodzi w 1288 roku, która zniszczyła wiele kamienic przy Lungarno, Messer Geri degli Spini wybudował największy ówcześnie gmach w mieście. Właściwie był to „bliźniak”, do użytku przez dwie gałęzie rodu. Spini był postacią nietuzinkową, w jednej osobie obrotny kupiec, dowódca wojsk Króla Roberta Neapolitańskiego oraz ambasador Stolicy Apostolskiej za Bonifacego VIII. Powiadano, że Geri sam zaplanował zamczysty budynek, ale istnieje też teoria, że architektem był Lapo Tedesco.  Kim był ów Jakub z Niemiec (Tedesco znaczy po włosku Niemiec), który tonie w niepamięci historii architektury – nie wiadomo, bo pozycja społeczna budowniczych nie była jeszcze wysoka, jak to będzie miało miejsce w Renesansie[3].

Faktem jest, że w momencie budowy była to największa siedziba rodzinna w mieście, a budynek konkurował rozmiarami z ratuszem. Jak ówcześnie wyglądał można zobaczyć na fresku Ghirlandaia Wskrzeszenie chłopca przez św. Franciszka w pobliskim kościele Trójcy Świętej w Kaplicy Sassetich. Malarz swoim zwyczajem nie tylko sportretował swoich sponsorów, ale przeniósł scenę do Florencji na ulicę św. Trójcy. Obecny wygląd pałacu jest produktem renowacji z końca XIX wieku, kiedy usunięto barokowe dekoracje, zburzono wieżę i budynkowi nadano styl neogotycki.

Jak zwykle drogą mariaży, bezpotomnych śmierci oraz sprzedaży nieruchomości – pałac zmieniał właścicieli. Koniec końców w 1807 roku (czasy wojen napoleońskich) obie części domu stały się własnością rodziny Feroni i pałac przybrał jej imię na zawsze, mimo, że już w trzydzieści lat później przeszedł w ręce rodziny Homberts, która na krótko przekształciła zamek w elegancki hotel. Prestiżowe miejsce gościło Metternicha, cara Aleksandra I i wiele innych znakomitości, ale już w połowie XIX wieku zostało zakupione na potrzeby ratusza w czasach, kiedy Florencja stała się stolicą zjednoczonych Włoch i nagle zwiększyło się zapotrzebowanie na powierzchnię biurową. Nie trwało to długo, bo młode państwo odzyskały historyczną stolicę, więc pałac znowu został sprzedany i w 1881 roku stał się siedzibą Casa di Risparmio di Firenze. W pewnym sensie był to powrót do najdawniejszej, bo bankowej, funkcji. Obecnie jest siedzibą ważnych włoskich kompanii. Renesansowe gobeliny, barokowe plafony i historyczne malarstwo okresu Risorgimento ozdabiają wytworne sale recepcyjne, zamknięte dla turystów i postronnych gapiów. Podziwiać można z zewnątrz.

Dziś niegroźne już blanki przypominają frakcyjne walki rozdzierające Florencje XIII wieku. Najpierw walczyli Gibelini z Gwelfami, a potem nastąpiła rozgrywka Czarnych Gwelfów z Białymi. To właśnie wtedy Dante został wygnańcem na wieczne czasy i mógł spacerować ulicami ukochanego miasta wyłącznie w swoich stancach. Jednym z największych nieszczęść średniowiecznej Italii był podział na dwa zwalczające się obozy: papistów oraz cezarian. Legenda opowiada, że taki podział miał nieistotne początki i zaczął się od błahej kłótni przyjaciół o sukę, niejakiego Gwelfa z niejakim Gibelinem. Śmiertelna wrogość doprowadziła do podziału między niemieckimi baronami, którzy brali stronę jednego z kolegów. A że zwolennicy Gibelina byli słabsi – odwołali się do cesarza. Gwelfom pozostało szukać wsparcia u papieża… Legenda na pewno jest prawdziwa w tym sensie, że podziały polityczne i religijne, a nawet wojny często zaczynają się od nieistotnych zatargów, które są pretekstami do rzeczywistych sporów światopoglądowych lub konfliktu gospodarczych interesów – w tym wypadku były wykładnią rzeczywistego sporu o wyższość jednego z dwóch elementów średniowiecznego systemu władzy: świeckiej i duchownej.

W Italii, gdzie istniało duże państwo kościelne i papież sprawował jednocześnie władzę doczesną, a cesarz-Niemiec nominalnie był władcą także Italii, a nie tylko państw niemieckich – walka o prymat tiary lub korony nabrała specjalnego znaczenia. Sama zaś legenda należy do tak zwanych „tematów wędrownych” w literaturze, czego dowodem jest spór o sukę w Panu Tadeuszu, dlatego jest nam bliższa niż inne podania, w których źródłem niezgody była kobieta, a protagonistami były rody Buondelmontich i Amideich. Dla florentyńczyków ta opowieść jest ciekawsza, bo ma miejsce w ich mieście, a nawet dokładną datę: rok 1215.

Jakkolwiek było w literaturze, w rzeczywistości balansowanie miast włoskich między dwoma potęgami stanowiło ciągłe zagrożenie oraz powodowało brak politycznej równowagi militarno-politycznej na półwyspie. Z drugiej strony, słabość realnej władzy nadrzędnej prowadziła do usamodzielnienia się miast, nadania im republikańskiej formy rządów i szybkiej zmiany struktury społecznej. Nigdzie w całej Europie, z wyjątkiem może Niderlandów, mieszczaństwo nie zyskało takiego znaczenia politycznego i nie osiągnęło tak wielkiego bogactwa. A podział na partię cesarską lub papieską nie był ani tak sztywny, ani tak trwały, jakby się wydawało. Sojusze zmieniały się w zależności od bieżących interesów.

Palazzo Davanzati
Via Porta Rossa 13

Nie znany jest artysta architekt, który możnemu rodowi zbudował siedzibę. Szkoda, bo jego imię powinny rozsławiać wszystkie podręczniki architektury. Za co? Za funkcjonalność. To właśnie praktyczne powody stworzyły doskonałość tej formy, którą później będą powtarzać inni z lepszym lub gorszym efektem. Feudalny pan mieszkał na wsi i jego potrzeby obronne oraz mieszkalne zaspokajał zamek. Wielka burżuazja florencka, zwłaszcza należąca do najważniejszych cechów: bankierów, złotników, kupców sukiennych i jedwabników, kuśnierzy, lekarzy, aptekarzy i adwokatów – mieszkała w mieście, na ogół nad miejscem swojej pracy. Stąd patrycjuszowski florencki dom był miejscem produkcji, sklepem, składem czyli ówczesną hurtownią, a jednocześnie punktem przyjmowania ważnych interesantów – potrzebował więc pomieszczeń sklepowych, biurowych i magazynowych.

Mieszczański magnat musiał też pomieścić sporą liczbę domowników: właściciela z małżonką, liczne na ogół dzieci, dalszą rodzinę oraz służbę, a często także najważniejszych pracowników. Krótko mówiąc, dom bogatego mieszczaństwa musiał być miejscem pracy, codziennego życia i rozrywki. Prawdę rzekłszy jest to lekko przekształcony model wielopiętrowego domu rzymskiego w mieście, tak zwanej insulae. Tylko że w starożytnym Rzymie była to czynszowa kamienica dla mniej zamożnych, ze sklepem, jadłodajnią lub usługami na parterze. Na terenie obszaru archeologicznego Ostia Antica, w pobliżu nabrzeży starego portu zachowały się liczne przykłady takich budynków z rozbudowanym składem na parterze. Wędrując wśród ruin nie miałem wątpliwości, że odwiedzam pradziadków florenckiego palazzo. Struktura ta przetrwała upadek cesarstwa, najazdy barbarzyńców, wojny chrześcijańskich książąt i objawiła się – zapewne nieświadomie dla ówczesnych budowniczych – w nowej formie patrycjuszowskiego domu.

Z powodu częstych zamieszek w mieście, dom posiadał obronny charakter, aby mieszkańcy i dobytek był bezpieczny w czasie mordów i grabieży. A powodów społecznych i politycznych do wszczynania tumultów nie brakowało. Zwolennicy papieża walczyli na ulicach z pro-cesarskimi Gibelinami, mniejsze cechy – z „większymi”, czyli ważniejszą oligarchią, a miejski proletariat (popolo minuto) bił się o swe prawa z patrycjatem (popolo grosso). Jedną z największych rabacji było tak zwane powstanie Ciompich w 1378 roku. Polała się krew. Także decyzje polityczne, jak wygnanie lub zaproszenie do powrotu Medyceuszy, podejmowano na ulicach i placach, z użyciem rękoczynów, a nierzadko i broni.

Struktura Palazzo Davanzati odpowiada wszystkim tym potrzebom. Wysoki parter, zbudowany z solidnych ciosów kamiennych, mógł pomieścić skład i sklep. Faktycznie był wysoki na dwie kondygnacje, bo ponad wysokim parterem mieści się mezzanine – rodzaj półpiętra czy antresoli z miejscem na magazyn.  Potężne bramy i okiennice, dąb i żelazo, stały na straży bezpieczeństwa całości, wspierane przez kute kraty i sztaby. Niewielki dziedziniec z kolumnadą, wysoki na cztery piętra, dawał też światło od środka czyli otwartej klatki schodowej. Tu też wykopano studnię, na wypadek, kiedy trzeba by znieść kilka dni oblężenia. Palazzo Davanzati ma kołowrót umieszczony na ostatnim piętrze, co powoduje, że wodę można pobierać na każdej kondygnacji.

Pierwsze piętro zwano piano nobile, ponieważ tam mieściły się prywatne i publiczne pokoje właścicieli. Większe od innych okna i komnaty, a także bogaty wystrój świadczyły o pozycji patrycjusza i nie przynosiły mu wstydu przy gościach. Windy – jeśli nie liczyć wind kuchennych, przywożących posiłki – nie było, ale umiejscowienie na wysokim pierwszym piętrze części reprezentacyjnej było wystarczające z punktu widzenia komfortu. Kurz i hałas uliczny nie dochodził aż tak wysoko.

Wyższe piętra zajmowali członkowie rodziny, najważniejsi pracownicy, a najwyższe – służba. Najwyższe piętro, ze względu na bliskość dachu, rozgrzanego letnim słońcem i zimne w zimie – uważano za najgorsze. Ale obszerna loggia, otwarta od północnej strony, dawała wieczorem przyjemny chłód i można było biesiadować na świeżym powietrzu wśród kwiatów, roślin i ptaków w klatce. Mieszkańców i gości mogła rozbawiać też małpka na łańcuchu – z fresków Masaccia i Masoliniego w kaplicy Brancaccich wiemy, że było to modne zwierzątko domowe. Kuchnię umiejscowiono wysoko, na czwartym, najwyższym piętrze, a jak wiemy, po wodę nie było potrzeby schodzić. Z kuchni było blisko do loggi, a w chłodniejsze wieczory, zimą, lub gdy potrzebowano przyjąć gości na piano nobile – używano kuchennej windy, którą spuszczano talerze i półmiski z jadłem.

Wyposażenie w meble było nader skromne i domy robią wrażenie dość pustych. Głównie stół, krzesła, malowane skrzynie, rzeźbione ławy, które też były rodzajem skrzyń. W sypialni dodatkowo klęcznik i łoże. Jeszcze renesans nie wymyśla większego luksusu, poza zdobnictwem i kunsztownością wykonania albo jakością materiału. Poza tym wymyślono bardziej wygodne krzesła i fotele – średniowieczne zydle musiały nieźle uwierać, nawet biskupie i książęce trony były dość twarde i słabo wyścielane. Często są to bardzo małe krzesła, z niewielka płaszczyzną do siadania, trójnożne, jakby podobne do „góralskich” zydelków. Chyba w XV wieku rozpowszechnił się typ krzesła-fotelu „rzymskiego”, złożonego z listewek wygiętych w kształcie litery „S”, poprzecznie spiętych listewkami tworzącymi siedzisko. Na pewno używał go Savonarola, a wszechobecność tego modelu w muzeach świadczy o dużej popularności takiej formy mebla. (Kilka ulic dalej, w prywatnym Muzeum Horna, gdzie komnaty wyposażone są w meble od XV do XVII wieku, łatwo zauważyć, że kredens jako mebel w jadalni, pojawia się stosunkowo późno, bo dopiero w XVII wieku. Wcześniej trzymano nakrycia stołowe po prostu w kuchni, albo raczej – jeśli był to bardzo zasobny dom – w specjalnej pakamerze obok, zwyczajnie na półkach, jak to jest w pałacu Medyceuszy).

Davanzati zbudowali swą siedzibę pod koniec XIV wieku, jako pierwsi czy też jedni z pierwszych. Dom stoi na niewielkiej działce w pobliżu murów obronnych nad Arno, zresztą dość nieregularnej z tyłu, co skomplikowało układ komnat. Dlatego pałac jest raczej nieduży, jak na późniejsze standardy, ale za to ma aż cztery piętra. Komnaty są na ogół przestronne, a na każdej kondygnacji znajduje się łazienka i ubikacja. Zważywszy, że kanalizację w Warszawie zbudował dopiero w końcu XIX wieku generał gubernator Sokrat Starzyński (jedyny okupant, który ma w mieście plac swego imienia), ta cywilizacyjna wygoda warta jest odnotowania. Ubikacje są małymi pomieszczeniami z otworem zatkanym drewnianą pokrywą.  Łazienkom też daleko do wytworności i nie są ani ozdobne, ani obszerne, jak się to ustali w późniejszych epokach. Ale każdy przyzna, że można nie śmierdzieć, jeśli się ma w pobliżu sypialni duży mosiężny cebrzyk i dzban z ciepłą wodą. Nie śmierdzieć? Lepiej nie myśleć o średniowiecznej higienie.

Dzisiaj budynek stoi przy sporym Placu Davanzati i gdyby nie obrzydliwy parking mógłby zamykać wspaniałą panoramę. Tak jest od niedawna. Pięćset lat temu tonął w gąszczu wąskich uliczek i wieżodomów średniowiecznego miasta – kilka takich mieszkalnych wież jeszcze się zachowało w najbliższej okolicy, jak Palazzo Acciaiuoli, obecnie Hotel Torre Gwelfa. Właściciele należeli do najbogatszych kupców XIV wieku. Palazzo postawili po powrocie do rodzinnego miasta z Awinionu, gdzie dorobili się jako papiescy bankierzy. Historia domu przeplata się dramatycznie z historią rodu. Potężna familia powoływana jest na rozliczne miejskie urzędy, a w renesansowej Florencji nie brakuje w rodzie malarzy, poetów, wykształconych humanistów i – oczywiście – duchownych. Z początkiem XVI wieku pałac przechodzi w ręce papieskiego protonotariusza, ale po sześćdziesięciu latach wraca do bocznej linii rodu, kiedy stara siedziba zostaje odkupiona przez Bernardo di Antonio Davanzati – subtelnego tłumacza dzieł Tacyta i autora licznych publikacji poświęconych literaturze, historii, a także agronomii. Wielki, renesansowy kartusz z rodzinnym herbem będzie od tej pory wisiał w centrum elewacji świadcząc o ciągłości rodu, majątku i znaczenia.

Przez następne dwieście pięćdziesiąt lat pałac pozostaje w rękach rodziny, aż do tragicznego końca ostatniego właściciela – Carlo Davanzati – który popełnia samobójstwo w 1859 roku, wyskakując z któregoś piętra na bruk. Zmieniony w czynszową kamienicę budynek podupada, ale w 1904 roku bogaty malarz, antykwariusz i kolekcjoner – Elia Volpi – kupuje budynek i przez pięć kolejnych lat trwa renowacja, której poświęca swój czas, energię i pieniądze. Powstaje prywatne muzeum renesansowego patrycjatu Florencji. Otwarcie miało miejsce w 1910 roku, a naukowego splendoru dodała mu międzynarodowa konferencja. Kłopoty finansowe właściciela spowodowały licytację wyposażenia na nowojorskiej aukcji, a następnie, w 1927 roku, przekazanie pałacu kolejnym antykwariuszom. Wielki kryzys lat trzydziestych spowodował drugą wyprzedaż kolekcji. Palazzo przechodzi we władanie londyńskiego domu aukcyjnemu i dopiero w latach pięćdziesiątych budynek został odkupiony przez włoski rząd i odradza się muzeum. Tym razem państwowe.

Do pałacu wchodzi się przez wielką loggię, niegdyś otwartą, dziś obwarowaną dębowymi drzwiami. Pomieszczenie zagospodarowała kasa biletowa i maleńka księgarnia. Reszta parteru to niewielki dziedziniec z podcieniami stojącymi na ośmiokątnych kolumnach. Ich kształt i kapitele są jeszcze średniowieczne. Przewodnik twierdzi, że głowy wykute w ozdobnych kapitelach – to portrety pierwszych właścicieli, ale jeśli nawet, to idealizacja poszła bardzo daleko. Na prawdziwe odtwarzanie rysów twarzy przyjdzie jeszcze poczekać ze sto lat. Z dwóch herbów jeden uzupełniono o papieskie insygnia oraz informację, że Guliano Davanzati z okazji otwarcia florenckiej katedry, został przez Eugeniusza IV pasowany w 1434 roku na rycerza Ordo Militia Aurata.

Główna sala piano nobile zajmuje niemal połowę budynku i przylega do fasady. Dlatego oświetlona jest aż wszystkimi pięcioma oknami. To najbardziej paradna sala, przeznaczona do przyjmowania ważnych gości, ubijania wielkich interesów i celebrowania rodzinnych uroczystości. Mebli niewiele. Na wielkim stole dwie misternie rzeźbione lecz solidne dębowe skrzynki – mogłyby zawierać złote floreny na pokrycie transakcji. Zresztą obok, w małym Studiolo, znajduje się szesnastowieczny sejf: wielka skrzynia opleciona sztabami kutego żelaza. A że wieko otwarte – widać potężny i skomplikowany mechanizm zamka. Zdaję sobie sprawę, że wyposażenie wnętrza jest imitacją epoki – tylko ściany, belkowanie i inne architektoniczne elementy mogły przetrwać.

Tuż obok „komnata z papugami”.  Ciemniejsza, bo ma tylko jedno okno, cała jest z iluzji i złudzeń optycznych. Ściany wymalowane w fikcyjne draperie. Nad namalowanymi drążkami kurtyn widzimy namalowane loggie, a w loggiach rosną namalowane drzewa, krzewy i kwiaty. Ten uroczy świat omamień i ułudy czaruje umownością, bo materie, rośliny i ptaki nie oddano mimetycznie, lecz konwencjonalnie, jak w baśni. Nawet realizm szczegółów służy odrealnionej całości. Jedynie maleńkie papugi – wdzięczne, wzorzyste, małe ptaszki utkane w nieprawdziwych zasłonach – sprawiają wrażenie żywych.

Równie baśniowa jest małżeńska sypialnia z wielkim łożem, klęcznikiem i świętym obrazem. Kolorystycznie przypomina salę sąsiednią, z tym, że w namalowanych pod sufitem wnękach bajeczne pawie trzymają herby florenckich rodzin skoligaconych z mieszkańcami pałacu. „Komnata z pawiami” jest dość obszerna, bo ówczesne sypialnie używane były przez panie domu także w dzień, jako miejsce modlitwy, robótek ręcznych, przyjmowania gości, a nawet bawienia dzieci.

Najpiękniejszym pomieszczeniem jest wielka komnata na drugim piętrze. Rozmiarami identyczna jak ta poniżej, bo to sala bliźniacza, więc posiada taki sam rząd okien, podobnie wielki stół i równie ozdobne ławy. Na jednej ze ścian rzadkość: portret Giovanniego di Bici de’ Medici, założyciela banku i sławnej dynastii. To właściwie nie człowiek, a symbol florenckiego mieszczaństwa XIV wieku – jego obecność w muzeum patrycjatu wydaje się niezbędna, jak portret świętego w kaplicy swego imienia. Sala wyróżnia się gobelinami. Jest ich dwa. Nie są wielkie; właściwie małe. To zaledwie dwa niezbyt szerokie, ale długie na ponad trzy metry paski – komiksy opowiadające historię Dawida i Betszeby.

Misternie utkane kolumienki oddzielają poszczególne odsłony akcji, od ujrzenia pięknej żony Uriasza, po napomnienie proroka Natana. Pełne powabu dworskie sceny w pięknych komnatach i czarownych ogrodach świadczą o kunszcie flamandzkich artystów, ale nie ukazują najważniejszego: skruchy. Historia króla, który wysyła na śmierć jednego ze swych poddanych, by zagarnąć dla siebie jego żonę, jest dość banalna i ćwiczona przez władców przez wieki. Ale jeśli  biblijna narracja,  poza zwykłą opowieścią o niesprawiedliwości możnych, wnosi jakiś osobliwy element, to jest nim brak samoułudy króla. Jest on wprawdzie zaślepiony swoją żądzą, jak każdy, ale kiedy Natan uświadamia mu zbrodnię, ani przez chwilę nie próbuje wykrętów, nie szuka okoliczności łagodzących, nie wynajduje jakiejś pomroczności jasnej lub ciemnej. Dawid ma pełną świadomość ohydy swego czynu. To go wyróżnia. Tradycja przyjmuje, że właśnie wtedy Dawid ułożył Psalm 51, w którym śpiewa Boże litościwy, zmiłuj się nade mną, wyznaje grzechy i prosi o zmazanie winy. Wie, że za taką zbrodnię powinien zostać skazany na śmierć. Ale kto wyda wyrok na króla? Dawid jest w Starym Testamencie najukochańszym wybrańcem Boga. Nawet Abraham i Mojżesz nie cieszą się równą łaską Jahwe. Dlatego syn, który urodzi się ze związku z Batszebą, umrze za grzechy ojca, bo jakaś kara być musi. Ale następny będzie miał na imię Salomon.

W Studiolo drugiego piętra równie pikantne historie. Tym razem niewielki obrazek Giovanniego di ser Giovanni, zwanego Scheggia. To brat Masaccia – świetny malarz, choć nie tak genialny. Historia Zuzanny została opowiedziana na desce zaledwie 40 centymetrów szerokiej lecz metr trzydzieści długiej. Dzieło powstało w połowie XV wieku, co widać po pysznych ubiorach bohaterów i florenckopodobnym pejzażu: balkony pałaców, brama, plac, wykusze, wieże, ukryty ogród i fontanna. Poszczególne sceny nie zostały oddzielone lecz opowiedziane razem, jak u Masoliniego w Kaplicy Brancaccich. Podobieństw z freskiem jest wiele, ale najbardziej rzuca się w oczy umiłowanie różowego koloru i pawie ubiory strojnych modnisiów. Widać, że średniowieczna republika reprezentuje biblijny Babilon.

Anegdota opowiadana jest od lewej do prawej. Piękna jak lilia i nieziemsko wytworna Zuzanna, żona Joakima, idzie ulicą w towarzystwie służącej. Obecność przyzwoitki jest niezbędna, skoro lustrują ją wzrokiem trzej bogaci młodzieńcy, a ich zachowanie jest natarczywe i bezczelne. Wyżej z wysokości pierwszego piętra obserwują jej zachowanie sąsiadki. Nie ma wątpliwości, że wezmą ją na języki. Niechby tylko dała jakiś pretekst! Ale po co? Obgadają ją i bez przyczyny. W środku obrazu wnętrze bramy z ławką, dwoma sędziwymi sędziami oraz halabardnikiem. Prawa strona obrazu przyspiesza akcję. Widzimy Zuzannę wchodzącą do domu przez główne drzwi w różowej wieży. Za nią skradają się starcy, którzy opuścili swe stanowiska w bramie. Wchodzą gdzieś po drabinie. Kiedy spojrzymy bardziej w prawo, wyjaśni się gdzie dążyli: sforsowali mur i są już w ogrodzie, w którym Zuzanna bierze kąpiel w fontannie. Scena jest niema, ale wiemy z Księgi Daniela, że dali jej do wyboru uległość lub oskarżenie o cudzołóstwo z jakimś młodzieńcem[4].

Malowidło prawdopodobnie powstało na ozdobnej skrzyni, w której umieszczony był posag panny młodej. Autorka książki o Palazzo Davanzati przypuszcza, że mogła istnieć para ślubnych mebli, opowiadających o perypetiach cnotliwej niewiasty prześladowanej przez obleśnych starców. Drugi panel zapewne przedstawiał skazanie niewinnej Zuzanny na ukamienowanie. Całe szczęście, że prorok Daniel, niczym detektyw, wznowił śledztwo, pytając każdego z osobna pod jakim to drzewem widzieli rzekome wiarołomstwo. Sprzeczne zeznania oskarżycieli obaliły wyrok, a oszczercy zostali skazani na śmierć. Czyż nie jest to budująca opowieść o cnocie i wierności małżeńskiej, która nie ulegnie pożądliwości świata? Oto pocieszająca historia: Opatrzność nie opuszcza sprawiedliwych. Samo dzieło też wyszło obronną ręką z opresji. Niemieccy naziści zabrali je do muzeum w Linzu (które w tym czasie nosiło imię samego Führera) i zostało odzyskane dopiero w 1953 roku.

W pałacu zachowały się aż trzy sypialnie z różnych okresów i w każdej znajdziemy ten sam typ wyposażenia: wielkie loże oraz klęcznik przed świętym obrazem lub zamykaną wnęką z prywatnym ołtarzykiem. Ale malowidła ścienne nie zawsze są pobożne. Na drugim piętrze w dawnej sypialni Paolo Davizzi i Lizy z Albertich fresk pod sufitem opowiada o dworskiej miłości według La Chastelaine de Vergi. W Polsce historia ta jest słabo znana, bo tłumaczka Marie de France, Jadwiga Dackiewicz, nie uwzględniła tego utworu w swoim wyborze Pieśni[5]. Tematem fresku jest wierność, jak przystało na miejsce ekspozycji, choć w tym wypadku bardziej zwraca się uwagę na wierność danemu słowu, że dochowa się tajemnicy.

Historia jest romantyczna i krwawa. Pewien rycerz wyjawił swą miłość bratanicy Księcia Burgundii. Ta zgodziła się na hołdy pod warunkiem, że rycerz utrzyma w tajemnicy swe uczucie, a tajnym znakiem, że może przyjść w odwiedziny, był mały piesek damy. Tymczasem rycerzem zainteresowała się sama księżna, a spotkawszy się z odmową, oskarżyła go przed księciem, że nastawał na jej cześć (czyż nie jest to zemsta, znana od czasów żony Putyfara?). Rycerzowi groziło wygnanie, a co za tym idzie, niemożność odwiedzin ukochanej. Powiedział więc – w zaufaniu! – księciu, że jego serce należy do bratanicy, a nawet zdradził rolę pieska jako przewodnika do ogrodu ukochanej. Niestety, książę wyjawił sekret żonie, a ta skorzystała z okazji, by złośliwie przygadać bratanicy męża na temat tresury zwierząt domowych. Historia kończy się trzema trupami. Z powodu niewierności rycerza, zdradzona kochanka umiera ze zgryzoty. Rycerz – utraciwszy cześć i kochankę – popełnia samobójstwo. Na koniec książę odkrywa zdradziecką postawę swej żony, więc zabija ją mieczem rycerza.

Prawdę mówiąc, cała historia niekoniecznie promuje chrześcijańskie wartości, zwłaszcza małżeńską miłość oraz zakaz dysponowania życiem, które należy do Boga. Wynika to z faktu, że fabuła ma więcej wspólnego z celtycką tradycją opowieści o Królu Arturze i Rycerzach Okrągłego Stołu, niż z Biblią. Miłość dworska to też inwencja langwedockich trubadurów, a nie żywotów świętych. Krótko mówiąc, w romansie opowiedzianym przez Marie de France skupia się pogańska tradycja Północy i Południa Europy. Aby ją ochrzcić, dodano pobożne zakończenie: skruszony książę wyrusza na wyprawę krzyżową, by odkupić grzech zabójstwa.

Palazzo Strozzi
Piazzeta degli Strozzi 1

W 1427 roku, kiedy Massacio maluje kaplicę Brancaccich, bankier Palla Strozzi (1372-1462) był najbogatszym człowiekiem Florencji z kapitałem ponad 100 tysięcy florenów. Jest w aliansie z Medyceuszami, co ważne, bo jak zawsze połączenie władzy politycznej i gospodarczej dawało wielką przewagę nad konkurencją: pozwalało pozyskiwać intratne kontrakty, nawiązywać zagraniczne kontakty, zyskiwać przyjaźń monarchów i zwiększać udział w rynku. Władza dawała też możliwość nękania konkurencji, a nawet wykańczania gospodarczych rywali podatkami. Krótko mówiąc, dzisiejszy Polak doskonale rozumie Florencję Medyceuszy.

  Strozzi kupuje ziemie między innymi pod Prato i Empoli, gdzie buduje wille niedaleko Medyceuszy. Jest człowiekiem wykształconym i właściwie woli przebywać wśród uczonych humanistów i artystów niż w banku. Za jego pieniądze kopiowane są starożytne łacińskie księgi, tłumaczone teksty greckich autorów, a nawet utworzona zostaje pierwsza humanistyczna biblioteka we Florencji. Pasjonuje się polityką miasta, w której bierze czynny udział. Jako ambasador republiki zjednuje także sobie zaufanie europejskich królów i książąt. W uznaniu zasług na polu charytatywnym i sponsorskim, papież nadaje mu Order Złotej Ostrogi – niezwykle cenne wyróżnienie dla zasłużonych osobistym działaniem, a nie przywilejem urodzenia (tylko stu członków – kawalerów, naprawdę elita). Jego wsparcie dla klasztoru Vallombrosan skutkuje prawem do zbudowania własnej kaplicy i ufundowania prywatnej mszy. Tam właśnie pochował ojca w 1418 roku, a marmurowy grobowiec zamówił nie u kogo innego jak u najsławniejszego rzeźbiarza tych lat – Ghibertiego – głośnego zwycięzcy konkursu na drzwi do Baptysterium. Dwa lata później finansowy magnat sprowadził Gentile da Fabriano, aby namalował sławny ołtarz Adoracja Trzech Króli. Krótko mówiąc, pierwsze trzydzieści lat piętnastego wieku to okres największej potęgi i chwały rodziny Strozzi, a głowy rodu w szczególności.

Ale gigantyczne posagi dla córek (nie mówiąc już o weselach, które imponowały całemu miastu, a może Italii), równie wystawny pogrzeb ojca, a także rodowa kaplica i zamówione dzieła sztuki mocno nadwyrężyły kapitał zakładowy, który w 1433 roku wynosi już tylko 40 tysięcy florenów. Sam ołtarz Adoracja Trzech Króli, zamówiony do kaplicy św. Onufrego przy kościele Santa Trinità kosztował 30 tysięcy! To dość pikantny szczegół, zważywszy, że zakon dedykowany był pracy z ubogimi, a ołtarz był w owych czasach najdroższym obrazem we Florencji, ponieważ Gentile da Fabriano użył wiele złota na same ramy, nie mówiąc już o kosztownych pigmentach do farb (jedną z najdroższych była ultramaryna). Strozzi wyraźnie przesolił w familijnych „działaniach marketingowych” i zadłużał się u innych bankierów. Ale nie brak płynności gotówkowej był przyczyną upadku bogacza.

Polityczno-gospodarcza walka między największymi rodami była solą republikańskiej polityki. Kiedy nie wystarczały mariaże, strategiczne alianse lub ekonomiczna kooperacja – sięgano po sztylet, truciznę lub polityczną broń, jak wygnanie. Dwie familie – Albizzi i Bardii – w 1433 roku połączyły się przeciwko de Medici i wygnały z miasta Cosimo de Vecchio. Palla Strozzi zajął postawę neutralną. To był błąd. Rok później Stary Kosma znów rządzi miastem, bo bank Medyceuszy wycofał kapitały do Wenecji, co spowolniło gospodarkę Florencji. Lud był po stronie banity, zwłaszcza, że stronnicy nie próżnowali. Na wygnanie idą z kolei rodziny Albizzich i Bardich, a także Strozzich i Brancaccich (tych od kaplicy z freskami Massacia i Masolino). Palla Strozzi umiera w 1462 roku w Padwie, nigdy nie postawiwszy nogi w rodzinnym mieście. Exulowie wszystkich czasów wiedzą jaka to cena[6].

Palla Strozzi był człowiekiem wybitnym. Zmarł mając lat 90, z tego ostatnie 30 lat swego czynnego życia spędził na emigracji w Padwie. Był nie tylko wielkim mecenasem kultury i postacią wszechstronnie wykształconą, ale człowiekiem niezwykłej witalności. Jego wygnanie opiewało na lat dziesięć, ale kontrolowana przez Medyceuszy Signoria przedłużała mu ten wyrok trzykrotnie! Mimo to  nigdy nie złorzeczył ojczyźnie, ani – jak pisze ówczesny księgarz i pamiętnikarz Vespasiano da Bisticci – nie pozwolił też tego czynić w swojej obecności innym[7]. Szesnastowieczny nowelista Mateo Bandello, komentując szafowanie karą śmierci i banicją jako represją na przeciwników politycznych powiada, że „gdyby ci wszyscy, których wygnano z Florencji, i ci wszyscy, których nędznie zamordowano, zebrali się w jednym miejscu, utworzyliby miasto znacznie większe od dzisiejszej Florencji”[8].

Wyrozumiały Kosma pozwala jego synowi, Filippo Strozzi, na powrót, a nawet budowę pałacu, rozpoczętą w 1489 roku. Zachował się pamiętnikarski opis tego wielkiego wydarzenia w życiu miasta. Jest to opowieść skromnego kupca, niejakiego Tribaldo de’Rossi, który jest świadkiem kopania fundamentów pod ogromną budowlę. Tribaldo najpierw wrzuca starego solda z florencką lilijką „na pamiątkę”, a następnie zabiera swoje dzieci aby były świadkami dumnego wzrostu miasta. Czteroletni synek wrzuca do wykopanego dołu róże, a ojciec mu nakazuje, aby zapamiętał sobie tę ważną chwilę[9].

Architektem, który zaprojektował, a następnie doglądał robót budowlanych był ostatecznie Simone del Pollaiolo zwany Cronaca, choć przed nim byli inni: najpierw Benedetto da Maiano, a potem sławny Giuliano da Sangallo. Filippo nie doczekał nawet budowy pierwszego piętra i prace kontynuowali jego synowie. Zasadniczo pałac stanął w 10 lat, choć ostanie prace ukończono dopiero w 1534 roku. Perypetie rodzinne Strozzich – kłopoty finansowe, wygnania i konfiskata, następnie przeniesienie interesów do Rzymu i powrót do Florencji, a nawet zmiana statusu społecznego – znaczyły wzloty i upadki pałacu. Dopiero w połowie XIX wieku książę Ferdinando Strozzi definitywnie obiera pałac jako główną kwaterę rodziny, a jego syn Piero wraz ze swoją żoną, księżną Zofią Branicką, dekorują wnętrza w stylu art-nouveau. Znowu odbywają się wspaniałe przyjęcia i rauty. Piero i Zofia umierają bezdzietnie i zapisują budynek państwu w 1907 roku. Na to nie zgadzają się inni członkowie rodziny, którzy wyprzedają meble oraz dzieła sztuki, by zapłacić wysoki podatek spadkowy. Niemniej pałac zostaje w rękach rodziny jeszcze 30 lat i dopiero tuż przed II wojną światową zostaje sprzedany firmie asekuracyjnej. Obecnie niewiele jest do zobaczenia, bo w pałacu mieszczą się prestiżowe instytucje naukowe, jak Gabinetto Scientifico Letterario G.P. Vieusseux i Instituto di Studi sul Rinascimiento.

Jest to przepiękny budynek, bardzo podobny do pałacu Medyceuszy, ale większy i z placem od frontu, noszącym imię sławnej rodziny. Dzięki temu „ma odejście” i jego wspaniała fasada prezentuje się jeszcze bardziej okazale. Mimo to, bez szerokiego obiektywu nie sposób objąć jednym zdjęciem całego gmachu – taki jest wielki. W ciągu tygodnia Piazzeta degli Strozzi nie prezentuje się wytwornie ze względu na parkujące samochody, ale w weekendy plac pokrywa się kramami bukinistów. Pod licznymi parasolami i w płóciennych namiotach działa gigantyczny antykwariat, a na kawę można wpaść na wewnętrzny dziedziniec Palazzo Strozzi. Niestety. Wiszą w nim jakieś nowoczesne ozdoby – coś w rodzaju „dzieł sztuki” z niklowanej blachy a może srebrzystego kartonu. Wszystko jedno z czego jest to paskudztwo. Nie należy pić kawy w takim towarzystwie, ale trzeba przez niego przejść aby zwiedzić wnętrze.

Palazzo Antinori
Piazzeta Antinori 3

Ile florenckich pałaców można opisać? Kilkadziesiąt. Nie wszystkie pewnie warto, ale ten, który stoi na końcu via Tornabuoni należy do najzgrabniejszych i najbardziej eleganckich. Nie jest wielki, ale jego proporcje i styl są zachwycające. Architekt nie jest znany, choć przypuszcza się, że był nim Giuliana da Maiano. Kiedy wchodzi się do wnętrza – pojawia się niewielki dziedziniec, który w stylu przypomina ten z Palazzo Davanzati, co świadczy o wczesnym powstaniu. Rzeczywiście. Giovanni di Buono Boni, ważny członek Arte del Cambio czyli Kongregacji Bankierów, zaczął budowę w 1461 roku, ale nie doczekał jej końca, która nastąpiła w osiem lat później. Pałac szybko przechodził z rąk do rąk. Był własnością Medyceuszy, którzy śpiesznie sprzedali go innym, a ci z kolei rodzinie Antinori, która ma go w posiadaniu aż do dzisiaj. Pałac gościł znakomite wesela, podczas których znana i poważana familia Boni lub Antinori łączyła się z Tornabuoni, Capponi i innymi florenckimi rodami – równie wysoko postawionymi. Sale recepcyjne były miejscem wielkich transakcji kupieckich, a także literackich dyskusji i wspaniałych bankietów. Sami Antinori – zamożni i wykształceni – nie omieszkali być mecenasami sztuki, parali się literaturą i nauką. Najwybitniejszy z nich, Vincenzo Antinori pasjonował się naukami matematyczno-przyrodniczymi i był pierwszym dyrektorem Gabinetto Fisico-Naturale, przekształconym później w Muzeum Przyrodnicze. Od czasów zjednoczenia Włoch w eleganckim budynku mieściły się ważne instytucje, jak British Institute czy konsulat brytyjski, a na parterze urządzona jest wystawa win z własnych winnic. Tu także mieści się główne biuro handlowe Antinori Vineyards.

Od wieży do rezydencji

 Każdy dom – poza tym, że służy za mieszkanie – opowiada jeszcze o zamożności właściciela i jego społecznej pozycji, a czasami nawet o wypełnianej funkcji. Ta symboliczna sfera nie jest mniej ważna od praktycznej i mamy niezliczone dowody na to, że na prestiżu się nie oszczędza, chociaż drogo kosztuje. Wszystkie florenckie pałace zbudowano wieloletnim wysiłkiem i nakładem ogromnych kosztów, aby tylko zademonstrować bogactwo i znaczenie właścicieli. Boom budowany rozpoczął się niemal następnego dnia, kiedy miejski patrycjat przepędził wielkich feudałów i młoda republika wstąpiła energicznie na arenę dziejów w XIII wieku. Florencja od XIV do XVII wieku była wielkim placem budowy – jak w naszych czasach Berlin po zjednoczeniu – i te dwa stulecia na zawsze naznaczyły charakter miasta, mimo pojawiających się kryzysów, wojen, oblężeń i niepokojów społecznych. Oczywiście, najświetniejsze czasy – to rządy pierwszych Medyceuszy, ale i w gorszych okresach gospodarczych wielki kapitał nie zaprzestał budowlanych inwestycji. Bogactwo było tak wielkie, że spacerując ulicami Florencji ma się wrażenie, że stoją przy nich wyłącznie świetne rezydencje, w blasku których nikną zwykłe kamienice.

Przez następne dwieście lat we Florencji króluje struktura, która jest jednocześnie czymś, co dzisiaj nazwalibyśmy galerią-supermarketem oraz mieszkaniem wielopokoleniowej rodziny. Ale bogate mieszczaństwo wraz z władzą przejęło od feudałów nie tylko zamiłowanie do dworskich uciech, rycerskich rozrywek i możnowładczej pychy. Powoli – drogą mariaży lub królewskich nadań najbogatsi mieszczanie otrzymywali arystokratyczne tytuły. Druga linia Medyceuszy nie zadowalała się rządzeniem „spoza tronu”, jak Kosma Starszy czy nawet jego wnuk Wawrzyniec Wspaniały, którzy nigdy nie pełnili żadnej oficjalnej funkcji w Signorii! Najwyższy urząd, jaki pełnił Kosma Stary to gonfaloniere czyli chorąży republiki – funkcja raczej honorowa. Tymczasem w 1537 roku Kosma I Medici zostaje Księciem Toskanii i nie ma potrzeby, by udawać, że Florencja jest republiką. Jaki ma to skutek dla architektury? Że piękny pałac przy Via Larga (obecnie via Cavour) traci swe funkcje użytkowe. Nie ma już Banku Medyceuszy. Dlatego Michał Anioł zamienia narożne arkadowe wejścia na okna. Zresztą pałac zostanie sprzedany rodzinie Riccardich (1659), dla której też już jest za skromny (tak!), więc rozbudowano go o sąsiednie kamienice. Tu już nie ma żadnych sklepów, ani nawet banku na parterze. To jest pałac książęcy, nie mieszczański. Powstające w tym czasie rezydencje także noszą już wielkopański charakter. Trudno aby hrabia Rucellai albo książę Strozzi mieszkał nad sklepem, a niechby nawet własnym bankiem!

W sto lat później, jeśli powstają nowe, barokowe w stylu pałace, to coraz rzadziej dla mieszczan, częściej dla kardynałów lub świeżo mianowanej arystokracji. Przykładem jest Palazzo della Ghererdesca (Borgo Pinti 99), zbudowany przez sławnego Giuliana da Sangallo pod koniec XV wieku, ale powiększony i przebudowany przez Antonio Ferri dla kardynała Aleksandra Medyceusza. Parter można łatwo zwiedzić, bo obecnie pełni funkcję super eleganckiego hotelu. Wewnętrzny dziedzinie, obecnie przykryty szklanym dachem, otoczony jest wspaniałymi portykiem i ozdobiony stiukami w barokowym guście. Ale kardynał został papieżem Leonem XI i zostawił pałac siostrze, która wyszła za Ugo z hrabiowskiej rodziny Gherardesca. Nastąpiły dalsze przebudowy, zwłaszcza wielkiego parku na tyłach magnackiej rezydencji, a nad wejściowym portalem zawisnął wielki kamienny herb.

W takim mieście, gdzie przejście od arystokracji feudalnej do arystokracji pieniądza i znowu do arystokracji feudalnej było rzeczą naturalną, nikt nie mógł wpaść na szyderczy pomysł napisania sztuki pod tytułem Mieszczanin szlachcicem.

***

Przypisy:

[1] J-M. L. Dubreton, Życie codzienne we Florencji. Czasy Medyceuszów, tłum. E. Bąkowska, Warszawa 1961, s. 12/13.

[2] Tamże, s. 12/13.

[3] Vasari przy okazji  spisywania życiorysu pierwszego „historycznego” architekta miasta twierdzi, że był ojcem Arnolfo di Cambio, ale to zamiłowanie do mitologicznych genealogii i budowanie nieistniejących powinowactw – patrz: Żywot Arnolfa di Cambio, architekta florenckiego [w:] G. Vasari, Żywoty najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów, Wybrał, przetłumaczył, wstępem i objaśnieniami opatrzył Karol Estreicher, Warszawa 1979, s. 23-25.

[4] Pouczająca opowieść o wiernej żonie jest apokryfem i zajmuje cały trzynasty rozdział Księgi Daniela. Patrz: Biblia Tysiąclecia, Dn, 13.

[5] M. de France, Pieśni, tłum. J. Dackiewicz, wstęp Z. Kubiak, Warszawa 1959. Utwór pomijany jest także w innych zbiorach i antologiach, jak Antologia poezji francuskiej (t.1) pod red. J. Lisowskiego, Warszawa 1966 czy Kowalski J., Niezbędnik trubadura czyli dumania, kancony i romanse, Poznań 2007. Anglojęzyczną wersję utworu można przeczytać w: M. de France, The Chatelaine of Vergi [w:] The Project Gutenberg EBook of French Mediaeval Romances from the Lays of Marie de France (www.gutenberg.org/files/11417/11417-h/11417-h.htm).

[6] Z. Herbert, Dlaczego klasycy (z tomu Napis, 1969) [w:] Wiersze zebrane, Kraków 2008.

[7] Niezwykle pozytywny portret florenckiego patrycjusza i humanisty kreśli w swych pamiętnikach Vespasiano da Bisticci Vite di uomini illustri del secolo XV.

[8] J-M. L Dubreton, Życie codzienne we Florencji… s. 23.

[9] Tamże, s. 107.

***

Bibliografia z historii gospodarczej:

  • D. Abulafia, Commerce and Conquest in the Mediterranean, Aldershot 1993
  • F. Braudel, Kultura materialna, gospodarka i kapitalizm XV–XVIII wiek, tłum. M. Ochab, P. Graff, t. 1–3, Warszawa 1992
  • F. Braudel, Morze Śródziemne [w:] F. Braudel, F. Coarelli, M. Aymard, Morze Śródziemne. Region i jego dzieje, tłum. M. Boruszyńska-Borowikowa, Gdańsk 1982
  • R. Cameron, L. Neal, Historia gospodarcza świata. Od paleolitu do czasów najnowszych, tłum. H. Lisicka-Michalska, M. Kluźniak, Warszawa 2010
  • G. Davies, A History of Money. From Ancient Times to the Present Day, Cardiff 1994
  • J-M. L. Dubreton, Życie codzienne we Florencji. Czasy Medyceuszów, tłum. E. Bąkowska, Warszawa 1961
  • J. A. Gierowski, Historia Włoch. Wrocław 1986
  • J. Gimpel, The Medieval Machine. The Industrial Revolution of the Middle Ages, New York 1983
  • R.A. Goldthwaite, The Economy of Renaissance Florence, Baltimore (MD) 2009
  • Ch. Hibbert, Florence. The Biography of a City, London 2004
  • R. Kiersnowski, Moneta w kulturze wieków średnich, Warszawa 1988
  • J. Kuliszer, Powszechna historia gospodarcza średniowiecza i czasów nowożytnych, Warszawa 1961.
  • R.S. Lopez, The Commercial Revolution of the Middle Ages, 950–1350, Englewood Cliffs (NJ) 1971
  • G. Luzzatto, An Economic History of Italy from the Fall of the Roman Empire to 1600, tłum. T. Jones, London 1961
  • W. Morawski, Zarys powszechnej historii pieniądza i bankowości, Warszawa 2002
  • R. Romano, Między dwoma kryzysami. Włochy renesansu, tłum. H. Szymańska, J.S. Łoś, Warszawa 1978
  • R. de Roover, The Rise and Decline of the Medici Bank, Washington (DC) 1999
  • A. Sapori, The Italien Merchant in Middle Ages (1952), tłum. P.A. Kennen, New York 1970
  • J. Topolski, Narodziny kapitalizmu w Europie XIV–XVII w., Warszawa 1987
  • S. Woyzbun, Historia bankowości w zarysie, Warszawa 1927

Bibliografia dotycząca architektury i sztuki:

  • P. Fabbri, Palaces of Florence, Venice 2000
  • S. Gallico, Guide to the excavations of Ostia Antica with a section about the Renaissance Borgo, Roma 2000
  • E. Micheletti, Domenico Ghirlandaio, Florence 1990
  • P. Murray, Architektura włoskiego renesansu, tłum. R. Depta, b.m.w. 1999
  • Palazzo Davanzati. A house of medieval Florence, red. M. G. Vaccari, tekst R. C. Proto Pisani, Giunti Florence 2011
  • P. Strathern, Medyceusze. Mecenasi Sztuki – Tyrani – Kochankowie, Warszawa 2007
  • K. Ulatowski, Architektura włoskiego renesansu, Warszawa-Poznań 1972
  • Witruwiusz, O architekturze ksiąg dziesięć, X, 5, 2, tłum. K. Kumaniecki, Warszawa 1956
  • G. Zucconi, Florence: An Architectural Guide, Florence 1995

Bibliografia literacka:

  • B. Cellini, La Vita (Benwenuta Celliniego żywot własny spisany przez niego samego), tłum. L. Staff, Warszawa 1948
  • Z. Herbert, Napis [w:] Wiersze zebrane, Kraków 2008
  • Z. Herbert, Barbarzyńca w ogrodzie, Warszawa 2004
  • N. Machiavelli, Książę. Rozważania nad pierwszym dziesięcioksięgiem historii Rzymu Liwiusza, tłum. W. Rzymowski, K. Żaboklicki, Warszawa 1972
  • Marie de France, Pieśni, tłum. J. Dackiewicz, Warszawa 1959
  • Marie de France, The Chatelaine of Vergi [w:] The Project Gutenberg EBook of French Mediaeval Romances from the Lays of Marie de France (www.gutenberg.org/files/11417/11417-h/11417-h.htm)
  • Molier, Mieszczanin szlachcicem, tłum. Boy-Żeleński, Warszawa 1970
  • G. Vasari, Żywoty najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów, Wybrał, przetłumaczył, wstępem i objaśnieniami opatrzył Karol Estreicher, Warszawa 1979
  • Vespasiano da Bisticci Vite di uomini illustri del secolo XV [The Vespasiano Memoirs: Lives of Illustrious Men of the XV Century red. W.G. Waters, E. Waters, Renaissance Society of America Reprint Texts, Toronto 1997]

***

Tekst jest fragmentem przygotowywanej książki o Florencji