Julian Klaczko

Wojna włoska

25 kwietnia.

W chwili gdy kreślimy te wiersze, losy Europy się ważą i przeważają na stronę wojny. Z obawą przez szczęśliwych, z utęsknieniem przez uciemiężonych, w swych początkach wyglądana, wojna ta jest szczytną w swych podnietach, jak w skutkach nieobrachowaną. Ale jakiekolwiek ścieśnione granice by jej chciano i umiano nadawać, to placem boju zawsze będzie wielki świat chrześcijański i jeśli nie o ziemię, to zawsze potrąci o duszę Polski.

Bo duszą Polski jest prawo i sprawiedliwość: prawo Boże nadane narodom do samodzielnego bytu i sprawiedliwość wymierzona ludom według ich zasług w cywilizacji i chrześcijaństwie i według ich godności i wytrwania w męczeństwie. Gdziekolwiek prawo i sprawiedliwość stają do boju, duch Polski jest z nimi, i o nas, choć bez nas, głosi wszelka myśl szlachetna, wszelkie słowo twórcze w paktach Europy objawione.

A wielkie, twórcze to słowo narodowości, które po raz pierwszy Francja jako przyczynę i cel groźnego boju podnosi, gardząc grabieżą, nie garnąc zdobyczy, na nieprawym ciemięzcy prawego tylko żywota dla umęczonego narodu dochodząc! W świętości zadania, w bezinteresowności pobudek, w rozwadze i przezorności z jaką Cesarz Francuzów tę sprawę prowadzi, – zyskując sobie uznanie nawet najmniej chętnych i najbardziej podejrzliwych, spokojem i cierpliwością przywodząc wroga do rozpaczliwego wyzwania, stanowczo wreszcie odrzucając sprzymierzeńców gorączkowych a burzących, – w tym wszystkim czerpiemy otuchę, że Boska Opatrzność pobłogosławi rozpoczętemu dziełu i wiemy z góry, że serca polskie towarzyszyć mu będą z gorącymi modłami i ufnym dziękczynieniem.

I jest czemu ufać, jest za co dziękować, gdy po raz pierwszy, w sprawach europejskiej polityki, dobro uciemiężonego kraju staje się nie tylko narzędziem, ale hasłem wojny i warunkiem pokoju. Jest czemu ufać, jest za co dziękować, gdy Francja na polu dyplomatycznym i nawet na polu walki domaga się żywota wołoskiego i włoskiego, i w notach i aktach swoich powtarza Europie wciąż to słowo narodowości, tak mało dotąd znane kongresom acz tak drogie i święte ludom. Pierwsze to złote ogniwa wielkiego łańcucha dziejów, który i sprawę naszą objąć musi; znaki to nowego porządku rzeczy, nowego zakonu świata – prejudykata, do których i my się odwołać będziemy mogli w naszym i złupieżcami procesie!

A w takim razie łatwo nam będzie czekać cierpliwie i cierpliwie znosić, jeśli rozpoczęta sprawa przy otwarciu swym a nawet i w dalszym przebiegu nas bezpośrednio nie dotknie i o nas zamilczy. Łatwo nam będzie i to przeboleć, jeśli Francja przez wzgląd na cel najbliższy względną się okaże dla tego, który najpotężniejszym i najzaciętszym jest z naszych wrogów. Tego spokoju i wyrozumienia w potrzebie, wymaga po nas już sama godność nasza. Kiedy Francja tak szczytny daje przykład bezinteresowności, że wszelkich dla siebie zrzekając się korzyści, domaga się tylko zbawienia drugich, to my, Polacy, przynajmniej tę chwilową potrafimy okazać bezinteresowność, że naszą tak słuszną z innych miar drażliwość, poświęcimy dobru bliźniej sprawy, z którego ostatecznie i dla nas niechybne wypaść muszą korzyści.

Lecz abyśmy ich w danym czasie nie uronili, stójmy dziś twardo przy naszych narodowych zadaniach i krajowej pracy. Niechaj oczekiwanie dalekich wypadków nie odwodzi nad od sumiennego i gorliwego pełnienia naszych codziennych obowiązków i wobec wielkiego dzieła wieku, do któregośmy jeszcze nie wezwani, nie upuszczajmy żadnej bieżącej chwili, która nas do trudu wzywa. Pamiętajmy o tym, że jeśli Piemont teraz cały świat zajmuje, to dlatego, że przez dziesięć lat sobą się zajmował, kiedy świat o nim zdawał się zapominać, i że dopiero w skutek pielęgnowanej wewnątrz siły, przyszła mu pomoc z zewnątrz. Słońce Austerlickie dziś się wznosi nad Alpami, w opatrzonym swym biegu zejdzie i nad pola lechickie. Nim zejdzie, siejmy przyszłej Polski siew…